16.1.14

fantastyczny teleporter

Pośpieszny teleporter do roku 3126 wyruszy za 15 minut ze stanowiska 3. Proszę, upewnijcie się, że wybraliście właściwy kierunek podróży. Za chwilę pojazd z sykiem ruszy. Wypuści z siebie parę. Włączy silnik i światła. Pod karoserią zaczną głośno mruczeć układy, wprowadzając maszynę w silne drganie i spod kół posypią się drobiny sekund i długa wstęga drogi rozwinięta jak dywan.
Przypominamy, że nikt nie wie, do jakiej wersji traficie. Jak mówią kapłani, wszystko jest dzieckiem przypadku. Wiecie to. Podpisaliście dokumenty, które to potwierdzą. Zapłaciliście, a transakcje gotówkowe to transakcje wiążące. W myśl artykułów Kodeksu pozostało wam tylko zapiąć pasy.




Start nie jest wcale nieprzygrx...
Start nie jest wcale nieprzyjemny. Wyobrażałem sobie skurcz żołądka i tę przykrą suchość w ustach. I skoki maszyny odbijające się w każdym nerwie. Ale ruszyliśmy zaskakująco miękko.
Oczywiście, i tak się denerwuję. Zgodnie z instrukcją przez piętnaście minut nie otwieram oczu. To niebezpieczne. I Bóg raczy wiedzieć, co może być za szybą. Na szczęście słyszę to jednostajne buczenie i ono mnie uspokaja.


Po przejściu przez punkt krytyczny otwieram oczy. W kapsule jest jasno jak w środku żarówki, ale światło nie jest nieprzyjemne. Oprócz mnie dwie kobiety i facet. Przed startem awanturował się, chciał jakieś pigułki. Wyglądał staro i nieszczęśliwie. Nic dziwnego, że zdecydował się na podróż.



- No cóż, udało się - powiedział bardzo nerwowo. Miał okulary jak profesor i cały czas wywijał brwiami.
- Bardzo jestem ciekaw - zwrócił się do mnie. - Dlaczego akurat pan jest moim odpowiednikiem.
- To przypadek - wyjaśniłem mu. - Numery są losowane w oparciu o kilka danych, wystarczy, żeby zgadzał się przedział.
- Nie, nie - pokręcił mocno głową. Znów żarówka. - Zdaniem uteistów - Ceremonialnie uniósł dłonie w literę U. - podróż to dopełnienie. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn, układ zrównoważony. Jesteśmy swoimi biegunami, bracie. Uzupełniamy się i równoważymy, zupełnie jak dwie siedzące tutaj panie.

Wstał i ukłonił się kobietom.
- Rupert - przedstawił się i uścisnął ich dłonie. - Przygotowałem identyfikatory. Zobaczcie.
Uniósł plastikową etykietkę.
- Kładę je tu na stole, skorzystajcie. To naprawdę wiele ułatwia podczas tak długiej podróży. Możecie zmieniać opis wedle uznania. Proponuję na początek imię i numer, a pod spodem kraj pochodzenia. Ale róbcie jak wam wygodnie.
Złożył palce w U. Swoją zdążył już przypiąć. Rupert 8325623566, Nowa Szwajcaria.
Panie niepewnie wstały i sięgnęły po plakietki, więc też wziąłem swoją. Nie miałem wolnej kieszeni, więc od razu ją przypiąłem. Narysowałem samolocik.
Rupert popatrzył na mnie jak rozczarowany nauczyciel, ale nic nie powiedział. Odezwała się za to starsza z dziewczyn, Io:

- Jestem taka głodna!

Znajdowaliśmy się teraz w tak zwanym salonie. Część kuchenna musiała być w którymś skrzydle. Ruszyliśmy na zwiad.

Korytarze były długie. Można po nich spacerować jak po parku.
Wyjrzałem przez małe okrągłe okienko. Przestrzeń za szybą wydała się niepokojąco gęsta. Czułem, jak napiera na wehikuł i zgniata go jak puszkę.
Za trzecim zakrętem odkryliśmy pierścień z wodą, otaczające korytarz duże akwarium, w którym pływał rekin.

- Niesamowite! - westchnął Rupert unosząc ku niemu ręce. - Błogosławione stworzenie.
Przytknął palce do szkła. Wielka ryba opływała nas dookoła.

- Którędy się go karmi? - zapytała Io, ale nikt nie umiał jej odpowiedzieć.


Za kolejnym zakrętem znaleźliśmy kuchnię. Obie zagadki rozwiązały się jednocześnie, ponieważ w ścianie znajdował się otwór z tabliczką “pożywienie dla rekina” przyczepioną obok.

Io podbiegła do wielkiej lodówki. Otworzyła drzwiczki. Chwyciła surowego kurczaka i wrzuciła do otworu, zanim ktokolwiek z nas zdążył zareagować. Wybiegła z powrotem na korytarz.

- O co jej chodzi? - zapytała druga z dziewczyn.

- Sprawdźmy, co tu mamy - mruknąłem i wyprzedziłem Ruperta.
Stałem już przy lodówce, więc on zajął się szafkami. Doskonale spełnialiśmy role samców-odkrywców. Może nawet myśliwych, w końcu szukaliśmy jedzenia.
Dopiero kiedy ją otworzyłem, zdałem sobie sprawę z tego, jak duszno jest na statku. Przyjemny chłód dmuchnął mi w twarz. Przypomniałem sobie ostatnie chwile przed wejściem na pokład.

Tak się bałem, że wszystko odkryją. Tak panikowałem. Wystarczyłby jeden drobiazg i byłbym zanihilowany na amen.
Ale nie. Nie dla mnie takie przeznaczenie. Wystarczyło sprytnie uciec i oto cofam się w czasie, do lat młodości, kiedy byłem rozsądny i silny. Jak tylko podróż się zakończy, zacznę nowe życie.


Przechylam się w stronę brunetki, tej drugiej. Io w przeciwieństwie do niej ma włosy promienne jak drucik w żarówce. Drobne kości i miękkie płatki skóry. Takie policzki.
A Rupert dziwaczał w oczach. Robiły mu się na twarzy łuski zamiast zmarszczek. Wykręcał się od nas pyszczkiem. Cichutko kłapał. Skóra stała się śliska i pokryła śluzem.

Świetnie, rybol się ujawnił. Podgatunkowcy często przyjmowali ludzką postać i szmuglowali się na podróże.

Zmieszany wyszedł na korytarz. Po drodze minął się z Io.
- To nie chce jeść - stwierdziła smutna. - Jest jakieś… ja nie wiem.
Zrezygnowana usiadła na krzesełku.
Druga z kobiet, chyba Marta, bawiła się kopertą.
- Leżała na stole - wyjaśniła i zaczęła czytać:

Rekin to święte zwierzę. Wymaga ofiar jak każda świętość. Jedno z was zostanie mu ofiarowane. W ten i tylko ten sposób dotrzecie do celu. Podróż wymaga poświęceń. Święcie wierzymy, że chcecie, ale musicie to udowodnić. Wybierzcie rozsądnie.

W pomieszczeniu brakowało jedynie rybola, więc każdy pomyślał właśnie o nim. To dobrze. Dla mnie był rozsądną opcją.
Spojrzałem na dziewczyny. Nie potrzebowaliśmy słów, kiwnęły głowami z przekonaniem.

Stanąłem przy drzwiach.
- Rupercie!? - krzyknęła Io. - Jesteś tam?

Może i coś odpowiedział, ale ja słyszałem już tylko bulgot. Bulgot gardła, kiedy wszedł i za nie chwyciłem. Z rozpędu trzasnąłem nim o ścianę, potem dodusiłem już miękki zezwłok i ukręciłem rybie łeb. Był trupem. Odetchnąłem z ponurym uśmiechem. One też chichotnęły.
Wspólnymi siłami podnieśliśmy ciało i wcisnęliśmy je do otworu. Zostało wessane bez przeszkód.
Byliśmy już w korytarzu. Z zadartymi głowami obserwowaliśmy świętą istotę. Ciało Ruperta wpadło do wody otoczone bąbelkami. Zwierzę podpłynęło i z pasją rozerwało bok rybola.
Kobiety nie przestawały chichotać, ale odwróciły wzrok i zacisnęły piąstki. Patrzyłem jak odgryzany jest kawałek po kawałku. Ciemnopurpurowe kłęby krwiły się między bąbelkami.

- Ok - powiedziałem, bo ktoś powinien. Poza tym skoro rybol odszedł, ja musiałem się wszystkim zaopiekować.




Trzy dni później mieliśmy już siebie po dziurki. Kobiety wypełniały czas dobrym słowem i anegdotami. Ja opowiadałem chwile ze swojej kariery.
Byłem agentem. Sprzedawałem ubezbieczenia i robiłem ludziom dobrze na starość. Potem poszedłem w dywersję i wszystko się poplątało. Nie wiedziałem już czego od kogo wymagam.
Io kiedyś malowała. Ku chwale społeczeństw tworzyła obrazy i dekorowała nimi budynki rządowe, place i wystawy. Teraz zajęła się lodówką i organizacją posiłków.
Marta wybrała dzieci i w chwili wyjazdu miała już piątkę. Była blisko szóstego, ale się rozmyśliła. Zostawiła je ojcu i rzuciła się w nieznane jak my.

Przy obiedzie wypadła nam kolejna kartka. O tym, że ofiara i że rekin, i wielkość niezbadana. Zrobiło się dziwnie. Marta uciekła, zanim dokończyłem czytać. Musiała wyczuć, że między mną i Io tworzy się jakaś więź.

Zarządziłem poszukiwania. Sprawdziliśmy wszystkie pomieszczenia i znaleźliśmy jeszcze kilka kopert pełnych mądrych słów i wskazówek, w stylu:

Zachwianie równowagi jest niezbędne, tylko wówczas podróż jest możliwa.
Cały proces wymaga głębokiego zrozumienia i ufności w Przenajświętsze Symulacje.


I podobne. Szkoda, że rybol nie zdążył tego zobaczyć. Na pewno by się zainteresował, bardzo lubił takie rzeczy.
Szybko ją znaleźliśmy. Zamknęła się w łazience w jednej z kabin. Szkoda, musiałem wyważyć drzwi, żeby ją wyciągnąć. Przykład zupełnego braku godności. Wiła się, kopała i ryczała, jakby mogła tym coś zmienić. Głupia cipa. Już na początku wyglądała mi podejrzanie.

Za to Io okazała się bardzo przebiegłym graczem. Jak tylko uporaliśmy się z ciałem, zaszła mnie od tyłu i wbiła nóż gdzieś pod łopatkę. Mój Boże, jak to zabolało. Ale potem czułem już tylko wszechbłogość.



Io dla pewności powtórzyła czynność kilka razy: zgięcie łokcia, zamach, ruch wprzód. Mogłoby się to jej skojarzyć z szyciem, gdyby kiedykolwiek miała w ręku igłę. Nóż wbijał się lekko, po drugiej stronie nie było już oporu. Uznała, że wystarczy.
Wrzucenie trupa do otworu zajęło jej długie minuty. Strasznie się przy tym zmachała.
Potem zrobiła sobie herbatę i wyniosła krzesełko na korytarz, żeby patrzeć jak święte zwierzę przyjmuje jej ofiarę. Myślami cofnęła się do lat młodości, kiedy stała u progu kariery i wielkiej sławy.

4 komentarze:

  1. Ciekawe :) Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. więcej jest w zasięgu, zachęcam do pokręcenia się po blogu;)

      Usuń
  2. Piotrek-dawaj ksiażke!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. daję, daję;) mam teraz trochę więcej czasu, więc mam nadzieję na szybki finisz;)

      Usuń

tak?