22.2.14

pierwsza przygoda Kapitana

- Dzień dobry! - powiedział Ox, widząc się w lustrze. Szeroki uśmiech rozlał się po twarzy jak jajko wrzucone na patelnię.
Kiedy brał prysznic, pozdrawiał swoje ciało. Mówił:
- Wszystkiego dobrego, moje stopy.
- Bawcie się dobrze, drogie łydki.
I tak dalej.
Roboty myjące nie zwracały uwagi. Nie za to im płacono. Miały oczyszczać i sprawiać jak najmniej kłopotów.
- Co robisz po robocie? - zapytał cicho lewy robot.
- Helena chce, żebym wrócił wcześniej i posiedział z dziećmi. Twierdzi, że jestem złym ojcem. Wyobrażasz sobie?
Mieli gąbki i szorowali nimi skórę Kapitana.
- To szkoda. Myślałem, że skoczymy na śrubki.
- Nie, stary. Naprawdę nie mogę. Lepiej przyłóżmy się do roboty, zostało nam jeszcze tylu klientów.

Kiedy był już czysty, stanął na środku łazienki i zaczął się gimnastykować. Prawy z niesmakiem patrzył, jak starzec robi przysiady.

Żona Kapitana odprowadziła roboty do drzwi i zapłaciła im. Pomyślała, że w tych drobnych łapkach monety wyglądają na o wiele bardziej wartościowe niż w jej kluchach. Tak dawno nie robiła operacji, nawet palce jej zgrubiały.
- Dzisiaj jest ten dzień!

Kapitan Ox, który jeszcze wtedy nie był Kapitanem, uśmiechnął się do niej z dumą.
- Nie mówiłem ci, ale wczoraj zadzwonili do mnie z propozycją pracy specjalnie dla mnie! Otóż będę młodszym testerem planet. Wieczorem mamy pierwsze misje.
- Ty? - zgasiła go. - Przecież ty się nie nadajesz. Popatrz na siebie. Jeszcze się nawet nie ubrałeś.
Machnął na nią ręką i poszedł do lodówki. Wyjął mleko w kartonie, odkręcił i odchylił głowę. Bumbolił łapczywie, ale nie dał rady wypić wszystkiego.
Wytarł resztki z brody i beknął.
Patrząc na niego żona pokręciła głową i wyszła do drugiego pokoju. Włączył radio:

...oskarżając przy tym rząd Podziemnej Zambali o korupcję i inne łajdactwa. Rzecznik prasowy pozwanego państwa zarzekał się i przywoływał wspaniałą historię Roju, a także wsparcie, jakiego udzielili górnym światom podczas Małej Białej Wojny. Na razie do porozumienia nie…

Doszło, pomyślał i wyłączył. Postukał palcami o blat stołu. Praca zaczynała się wieczorem, więc cały straszny dzień przed nim. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Znów sięgnął mleko i poszedł do żony.
Przysiadł się obok. Czesała włosy. Wstał, pospacerował. Podszedł do okna. Tam minęło z pięć minut. Znowu się dosiadł.

- Masz zamiar je pić?
- Na razie nie mogę, jestem za pełen.
Przytulił kartonik do siebie i westchnął.

Skończyła się szczotkować i wyszła do łazienki. Minutę później podreptał za nią.
- O nie - warknęła. - Nie będziesz tak za mną łaził. Idź, wynieś śmieci, przydaj się. Tester planet, jasne.

Chcąc nie chcąc musiał się ubrać.
Kończyła się trzecia wiosna, więc na zewnątrz było już ciepło. Włożył lekki niebieski koszulnik i szorty.
Po drodze wypił mleko i spotkał sąsiada, któremu z rozpędu pochwalił się, że idzie do pracy. Już mówiąc żałował, bo przez to praca stała się jeszcze bardziej prawdziwa. Praca! Do tej pory nie musiał nic robić i było tak dobrze. Niestety w tym roku osiągnął wiek, który wykluczył go z listy wychowanków i do końca życia musi już utrzymywać się sam.
Trudno, dam radę, próbował się pocieszyć. Pomyślał, że pójdzie i zobaczy ten instytut, w którym miał się stawić.




Z zewnątrz wyglądał jak wielki dzwon. Pierwszy poziom był przeszklony. Wypełniony biurkami i ludźmi. Reszta budowli to ciemny granat. Oto stoi tu i imponuje mi samym widokiem, pomyślał.
Nie mógł się powstrzymać i wszedł do środka. Wszyscy byli zajęci jakimiś papierami lub dyskusją. Wystarczyło iść pewnie i nikt go nie zaczepi. Rozejrzy się tylko.
Szybko znalazł schody na górę.
Sala była olbrzymia i pusta, jeśli nie liczyć serca dzwonu, czyli kapsuły zawieszonej na długim ramieniu.
Ktoś zauważył, jak stoi i się gapi.
- A ty co tu robisz? - warknął na niego suchy siwy człowiek.
- Ja? Jestem... testerem.
- Gdzie Bob? Gdzie jest Bob?! - Naciskał boleśnie na każde słowo.
Patrzył na niego tak groźnie, że Ox bał się poruszyć. Twarz mężczyzny napinała się coraz mocniej.
- Bob nie może przyjść - powiedział, bo to przyszło mu do głowy jako pierwsze.
Twarz zagotowała się.
- Jak to, kurwa, nie może?! Ja mu, kurwa, dam! Ja mu… Kurwa, ja pierdolę!... - Nagle wykrzywił się w rozpaczy. - I co ja teraz zrobię? Czekaj, też jesteś testerem?
- Oczywiście...
- No to się przydasz. Pokaż mi swoją kartę.
- Nie mam…
Wulgarny mężczyzna zabulgotał. Ox przypomniał sobie imię na biurku jakiejś kobiety na dole.
- Zzostawiłem u… Lindy, aale nie chcę tam wracać. Ona ma dzisiaj taki podły nastrój. Wydaje mi się, że jest…
- Dość, dość, przestań gadać!
Zerknął na tatuaż z zegarkiem.
- Nie mamy czasu, wsiadaj. No nie stój tak, kurwa, leć tam!
Pchnął go w stronę środka. Ox nie zauważył, że w czasie ich rozmowy kapsuła obniżyła się do podłogi. Wszedł przez okrągłe drzwi.

Krótki korytarzyk zamknął się za nim z sykiem. Widocznie wszyscy byli już na miejscu. Siedem osób, wszyscy w jego wieku. Widocznie ta praca nie wymagała nadzoru.
Zajął wolne miejsce i zapiął pasy. Maszyna uniosła ich w górę. Potem kręciła kapsułą pod coraz większym kątem. Ox najpierw myślał, że się porzyga, ale potem zrobiło mu się przyjemnie. Jakby nic nie ważył. Nie miał pojęcia, gdzie jest dół, a gdzie góra.

Jego towarzysze odpięli pasy i podeszli do wielkiego ekranu. A więc wreszcie, ucieszył się. Pierwsza misja przede mną.
Ruszył za nimi.  

Na ekranie pojawiło się kilkanaście modeli planet. Przy każdym wypisane były podstawowe parametry, takie jak gęstość powierzchni, skład atmosfery czy temperatura.
- Jesteś nowy? Cześć. Jaka specjalizacja?
- Cześć, cześć. Tak. Jestem Ox. A wy… czym się zajmujecie?
- Ja jestem Molt i jestem mechanikiem. Podobnie jak Sol i Ioa. A tamci to biolożka Tu, astroterapeutyk Ee i chemijka Va. Jak widzisz są tu dwuliterowcy jak ty, ale mam nadzieję, że nawet my się dogadamy. Chyba zdajesz sobie sprawę, jak ważne jest to, co robimy.
- Zastępuję Boba.  
- No tak, jasne. Więc jesteś fizykiem. Mam nadzieję, że z Bobem wszystko ok?
- No… przytruł się czymś tylko.
- Rozumiem. Jestem pewien, że godnie go zastąpisz przez ten tydzień.
- Tydzień? - zdziwił się Ox.
- No tak, racja. Plus tydzień na dojazd i powrót, jeśli tak to liczyć.

- Słuchajcie! - powiedział głośno Ee. - Zaczynamy od tego miejsca. To ERDXWB117. W ciągu godziny przyzwyczaicie się do atmo i czasosfery. Na zbieranie macie miejscową dobę, wystarczy swobodnie. Potem standardowo badania i doba na analizę. Jakieś pytania? To świetnie.
Ee wskazał palcem planetę i komputer obliczył kurs. Wrócili na miejsca.
Ox patrzył jak na ekranie planeta rośnie z każdą chwilą. Z kropki stała się piłką, potem skałą, potem wypełniała już cały ekran - ziemią, zielenią, chmurami. Jeszcze bliżej dostrzegł zabudowania, struktury przypominające drzewa. A także drogi i coś, co uznał za rezerwaty.

Wylądowali na wzgórzu z widokiem na miasto.




Wszyscy oprócz Ee wyszli przed kapsułę. Jak dowiedział się później Ox, jemu nie wolno było wychodzić. Dla reszty załogi miał pozostać wzorcem normalności we wszystkich testach.
Ale stał prawie z nimi, tuż przy ekranie i obserwował.
Praca była przyjemna. Lokalne istoty były wobec nich przyjazne i chętnie odpowiadały na pytania. Dzień szybko zleciał mu na poznawaniu miejscowych zwyczajów i wypełnianiu skoroszytów danymi z wszystkomierza. Aż żal było wracać.

Później Ee przesłuchiwał ich po kolei. Ox pokazywał skoroszyty i opowiadał o swoich emocjach wobec tego, co zobaczył. Ee cały czas kiwał głową, chwile z nim spędzone bardzo się Oxowi dłużyły.

Kolejny dzień to regeneracja i interpretacja. Ox nie miał pojęcia o wielu rzeczach, na szczęście miał do dyspozycji doskonały elektroprzewodnik pełen wyjaśnień. Doktor, bo tak Ee prosił, żeby do niego mówiono, przynosił mu tabletki i płyny, czasami o coś pytał i przytakiwał. Ox nie umiał z nim rozmawiać, bo Doktor zadawał same pytania.

Podróż powrotna minęła mu niepostrzeżenie. Zrobili jeszcze dwie planety. Po wszystkim był w szoku, że minęły aż dwa tygodnie.  

Kiedy wysiadł z kapsuły dowiedział się, że Bob pokłócił się z organizatorem wypraw. Okazało się, że wulgarny pan nie tolerował spóźnień i wyrzucił go z pracy.

Jeszcze mniej tolerancyjna okazała się żona Oxa. Zostawiła tylko nagranie, w którym podziękowała za wspólne chwile, ale jeśli on zamierza ją tak zostawiać, to ona zostawia jego i nie chce go więcej widzieć.

Linda skłamała, że oddała kartę Oxa Delcie. Delta wykręcił się nadmiarem obowiązków i szybko uznano, że karta się zgubiła. Ox został przyjęty.

pierwsza przygoda kapitana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

tak?