4.3.14

brudas

To będzie dobry klient, pomyślał Korm i pobłogosławił go. Jak każdy w czasach zarazy, zauważył drugi głos.
Mężczyzna na ekranie trzymał pod pachą marynarkę. Odłożył ją na podłogę. Z kieszeni wyjął woreczek z grochem. Padł na kolana przed konfesjomatem i przeżegnał się.  
Korm upił łyk herbaty. Była już zimna, ale to nic. Mógłby pić nawet wodę. Co za różnica?

Przełączył kamerę i zbliżył na oczy. Lubił im się przyglądać. Tyle mu mówiły. Drugi głos zgodził się z nim i wyjaśnił, że w prawym oku zawarta jest przeszłość, a w lewym przyszłość.

Potem oddalił na twarz. Zapamiętywał grymasy towarzyszące wyznaniom, tak zabawnie ludzie wykrzywiali się przed nim. Z czasem odkrył, że to słowa poruszają mięśniami w określonej części twarzy. Rozrysował nawet mapę najważniejszych słów.




Ekran zajmował część ściany. Wokół niego rozrastały się wzgórza książek i raportów, a także brunatne plamy wilgoci. Ścieżka prowadziła strużką do kuchni. Tam nad zlewem pasła się kolonia mechamuch. Owady zdążyły już wznieść prymitywne konstrukcje z okruchów i włosów. Trzeba przyznać, że w porównaniu do reszty mieszkania ich osiedle było zorganizowane i praktyczne.


Podkręcił głos i zrobiło się głośniej. Poza słowami słyszał nierówny oddech grzesznika i szum pojazdów z dalekiej ulicy. Spacerował i wyglądał przez okno. A może polecieć na Księżyc? Był cień szansy, że kolonia pożyje dłużej. Popatrzył na wypełnione miastami kratery. Pamiętał jeszcze poprzedni, blady i pusty krajobraz. Jaka szkoda, że tak późno tam dotarliśmy. Wyglądałby bajecznie, gdyby miał czas się rozwinąć.

Poza pracą Korm robił inwentaryzację mieszkania. Od lat znosił i opisywał rzeczy. Podczas codziennych spacerów zbierał wszystko, co mogło się przydać i nie zajmowało dużo miejsca. Do dziś pamiętał moment, kiedy sterty jego zeszytów przechyliły się i runęły, na zawsze odcinając wejście do łazienki. Był z siebie taki dumny.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

tak?