15.3.14

biegun

Wolność! Adem rozkoszował się wizją przestrzeni. Wyobraził sobie ogromny ocean. Mknął ponad nim przez czyste niebo. Pędził, nurkował głęboko w wodzie, a potem wznosił się ku słońcu…
Jak każdy pracownik umysłowy firmy odczuwał euforię przez kilkanaście minut po odłączeniu przekaźnika oraz receptorów. Mógł znowu w pełni kontrolować swój wyobraz i cieszył się nim jak dziecko. Właśnie skończył pracę i razem z innymi zmierzał w kierunku platformy powrotnej.
Chodnik taśmowy przesuwał się szybko, niosąc stłoczonych między barierkami ludzi. Adem stał w środku grupy, unieruchomiony, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, swobodnie mógł ruszać jedynie głową. Tylko po co miałby to robić? Od lat pokonywał tę trasę dwa razy dziennie, wiedział o niej wszystko.

Jego firma przeobrażała się, nowocześniała, futuryzowała się z każdym dniem. Pod czujnym okiem komputerów zarządu przeżywała swoje złote chwile. Na przykład dzisiaj maszyny ogłosiły zniesienie przerw, podnosząc tym samym wydajność pracowników o siedem procent. W trosce o ich kondycję i dobry humor rozdawano witaminy i środki pobudzające. Ludzie się nie zbuntowali. Na piśmie informacyjnym znajdowało się oczywiście ostrzeżenie o możliwych problemach natury parafizycznej (drobne deformacje).
Adem nigdy nie mieszał się do spraw większych od siebie, więc spokojnie przyjął zmianę. Wierzył, że komputery wiedzą, jak kierować firmą. W końcu już tyle lat zapewniały mu pracę. Poza tym jego bezpośrednim przełożonym był naprawdę sympatyczny procesor. Zawsze się dogadywali.

Razem z innymi przeszedł z autochodu na platformę transmitera. Wstukał swój cel podróży i niespełna minutę później był już na miejscu.


Drzwi otworzyła krucha, piskliwa blondynka. Jego żona.
- Kupiłeś mi oliwki?
- Zapomniałem.
- Jak to? Dlaczego?! Przecież z trzy razy powtarzałam...

Nie dokończyła, Adem cofnął czas.
Drzwi otworzyła mu żona. Przerwał jej, zanim otworzyła usta.
- Nie było nigdzie oliwek. Sprawdziłem w kilku punktach. Może jutro.
- Ojej. Naprawdę? Kurczę… Ale skoczysz jeszcze później, jak już odpoczniesz, co? Naprawdę od rana mam na nie ochotę. W którymś z wielkich marketów na pewno mają oliwki. Widziałam w katalogu. Gdzie on… zaraz, zaraz ci pokażę.

Otworzyła je po raz kolejny.
- Nie było oliwek. Ale i tak wieczorem chcę jeszcze skoczyć na biegun, to ci kupię.
- Naprawdę będziesz tak kochany?
- Pewnie.

Zdjął buty i przeszedł po dywanie, a zwierzątka rozmasowały mu stopy. Rozluźnił się. Usiadł w fotelu, który od razu zaczął pieścić jego plecy i ramiona.

W łazience dostrzegł krostkę na przedramieniu. Próbował ją zdrapać, ale nie chciała się odczepić. Im dłużej się przyglądał, tym bardziej przypominała literę K. Wreszcie podważył ją paznokciem kciuka i odgiął. Z krostki wystawała jakby nitka, znikała w skórze. Poskrobał mocniej i wysunęła się odrobinę. Schwycił ją palcami i powoli wyciągał. Miała kilkanaście centymetrów i został po niej mały otwór, który od razu się zasklepił. Położył nitkę na dłoni. Skurczyła się w słowo KLEPSYDRA.

Do łazienki weszła żona i spojrzała pytająco na coś, co trzymał. Cofnął scenę.
Schował nitkę do kieszeni. Weszła Hory, wzięła jeden z kremów i wyszła. Adem popatrzył na nią. Rzeczywiście jest niska, pomyślał. Cały czas wmawiał jej, że nie jest, ale jest. Była bardzo przeczulona na tym punkcie. A co gorsze, nigdy nie zdecyduje się na operację. Wiedział to. Często pytała, czy powinna ją zrobić. Ale kiedy kilka razy próbował ją namówić, moment później musiał już cofać. Pojawiał się ten błysk w jej oczach. Bał się w takich chwilach. Wyglądała jak coś wrogiego i pustego w środku.

Ogolił się i nawilżył maścidłem. Przyjrzał się sobie w lustrze. Ekran zasugerował odmłodzenie skóry. Czy rzeczywiście wyglądał już staro? Na wszelki wypadek wybrał dłuższy, dwudziestosekundowy zabieg.


Kiedy wrócił do pokoju, żona zapytała niby przypadkiem (wyczuł to w jej głosie):
- A po co jedziesz na biegun?
Na pewno tam kogoś ma, pomyślała. Ciekawe od jak dawna? Jeździ tak często, a o ilu razach nie wiedziała? Ile wyjazdów cofnął?
- Lubię tam jeździć. Ta biel jest uspokajająca. I po twoje oliwki.

Jasne. Zamyśliła się. Cofnęła czas do momentu, w którym wrócił do pokoju. Powiedziała:
- Kupisz coś jeszcze?
- A co chcesz?

Cofnęła jeszcze raz.
- Kupisz coś jeszcze? - Teraz zadała pytanie właściwym tonem.
- Nie wiem, może.

Dalej nic. Potrzebowała jakiegoś konkretu, czegoś, o co mogłaby zahaczyć.

Kiedy wrócił do pokoju, zapytała:
- Mogę jechać z tobą?
- Pewnie. Jeśli masz ochotę.

Bez sensu, nie o to jej chodziło.
- Mam jechać z tobą?
- Jeśli masz ochotę. Pewnie.

- Chcesz, żebym z tobą pojechała?
- Jeśli masz ochotę…

Nie poddawała się łatwo, więc spróbowała jeszcze kilka razy i dopiero dała za wygraną.
Adem, puszczony w ruch, wrócił do pokoju i usiadł na krześle obrotowym.
Żadne z nich nic nie powiedziało. Zaczął kręcić się na zmianę w lewą i prawą stronę, bardzo ją to denerwowało, więc cofnęła parę minut i odstawiła krzesło w kąt.
Ale kiedy, zamiast usiąść, spacerował po pokoju, zdała sobie sprawę, że irytuje ją samą obecnością. Zamknęła się w kuchni, a on wrócił na fotel.

W krótkiej drzemce, którą sobie uciął, pływał między rybami. W bąbelkach powietrza unosiły się słowa i całe zdania, ale żadnego nie mógł odczytać. Wydało mu się to takie zabawne. Woda miała kolor ciepłoniebieski. Z daleka widział już porośnięty glonami wrak statku. W ładowni musi czekać skarb, pomyślał. I płynął, płynął, cały czas płynął w jego stronę.
Obudził się. Cofnął do momentu, kiedy Hory wyszła z pokoju. Posiedział jeszcze chwilę, pozwalając przedmiotom dokończyć masaż i wyszedł, po drodze chwycił jeszcze pomarańczę.


Na pokładzie promu powietrznego dostał miejsce obok przemiłej brunetki. Porozmawiali chwilę o pogodzie i publicznym transporcie, potem to cofnął. Wyczuł, że dziewczyna jest otwarta, więc zaproponował przejście na tematy osobiste. Zgodziła się. Miała na imię Ava i była biolożką. Opowiedział jej o swojej pracy, pochwalił się wzrostem wydajności. Przyznała, że w radzie zakładu, gdzie pracuje, jest jeszcze paru ludzi, ale ich czas już się kończy.
- Po prostu nie dają rady, nie wytrzymują tempa - wyjaśniła. - Wyobrażasz sobie, jaką to trzeba mieć głowę? Przerażające.
Sam często się nad tym zastanawiał, więc chętnie podjął temat. Przekazał jej swoją teorię, zgodnie z którą każda osobomaszyna zastępuje dokładnie 77 ludzkich jednostek.
- Dzięki nim możemy naprawdę cieszyć się życiem.
- To prawda - przyznał.
Czuł, że z każdym wypowiedzianym zdaniem, z chwili na chwilę są sobie bliżsi.

Podróż trwała dwadzieścia minut. Wciąż nie umiał przyzwyczaić się do tak długich wypraw. Na dotarcie gdziekolwiek w obrębie miasta wystarczyło sto sekund. Ale w jej towarzystwie czas płynął tak szybko! Cofał, żeby mogli poruszyć kolejne tematy. Tym bardziej, że za każdym razem, kiedy wysiadali, od razu gdzieś się śpieszyła i bał się, że już jej nie spotka.




2 komentarze:

tak?