19.2.14

sąsiedzi

Stuk. Stuk, puk. Puk, puk.
Pukał inaczej, wierzchem dłoni, kostkami w takt piosenki, której przed chwilą słuchał. Dawno, dawno temu śpiewała mu ją matka. Zasypiał przy niej. Kładł oczy na dłonie i mruczał, dociskał, aż wybuchały kolorowe ogniki. Teraz nucił sobie sam.

- Tak? - Drzwi otworzył młody mężczyzna w starym szlafroku.
- Dzień dobry, cześć, jestem sąsiadem i właśnie się wprowadziłem - Pokazał drzwi za plecami. - pomyślałem, skoro jestem, to zapukam, przedstawię się, pożyczę wam dobrego dnia. Bo jest tam ktoś jeszcze, prawda?
Zajrzał do środka przez jego ramię. Głęboko w korytarzu stała dziewczyna. Pomachała niepewnie.
- Przy okazji, co to? - Wskazał maszynę stojącą na korytarzu.
- To sprzęt na odpady - zdziwił się właściciel szlafroka.
- Ta plątanina rurek?
- Tutaj się to przetwarza. Zobacz, z tyłu biegną przewody od mieszkań. Nimi przedostają się brud i gówno.
- Rozumiem, sprytne.
- Nie znał pan tego? To szwajcarski wynalazek. Świetny sprzęt. A tędy - Kiwnął głową. - wylatuje dym. Wszystko na zewnątrz, czyściutko! Nie śmierdzi nawet. Proszę sprawdzić. Nic.
- Rzeczywiście, nie czuć.



Kobiety ponure i kobiety radosne mają na twarzy zmarszczki. Kreski przy oczach i koleiny obok policzków. Za młodu wykrzywiają się w którąś stronę i potem już tak zostaje.
Jej skóra była rozciągnięta jak na bębnie. Miało się ochotę uderzyć i sprawdzić, czy pod spodem rzeczywiście jest pusto.
- To świetna okolica - kontynuował szlafrok. - Wschodni tunel prowadzi do wyśmienitej kapsuły! Często chodzimy tam na zakupy. Handlarze nie odstępują człowieka na krok.
Wskazał ją tak, jak tamten wcześniej drzwi, bez oglądania się.
- Wybornie. To może kiedyś razem?
- Z wielką chęcią, sąsiedzie.

- Ale pejzaż to mogliby zmienić - zaśmiał się nowy.
Miał na myśli panoramiczny ekran ponad schodami.
- Zmieniają za tydzień. Od niedzieli mają puszczać kwadraty.
- To lepiej. Zdecydowanie. Chociaż też nie przepadam.
- A czytał pan te bajki o jeziorach? - Nagle się ożywił. - Dzisiaj w biuletynie. Takie okrągłe i trzymano w nich wodę.
- Po co?
- Tego nie wiadomo. Wszystkie dawno, dawno pozdychały. Czytałem, próbowali je karmić rybami, ale bez szans. Nie czytał pan? Biuletyn wydaje roboy na dole. Jest przy wejściu, taki mały. Gdzie pan pracuje, jeśli wolno zapytać?
- Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć. To nieoficjalna praca.
- Ale można się odstresować przy tym?
- O tak - zaśmiał się nerwowo. - Jasne.

W środę wpadli do niego w trójkę, jeśli liczyć wielką butlę wina.
- Zapraszam - powiedział szczerze i starannie ich ugościł. Było mnóstwo śmiechu, gier transmyślowych oraz miłych anegdot. Okazało się, że ona pisuje listy, a on grywa w hipergolfa.
W piątek mijali się pięć razy na różnych piętrach.

W sobotę kłótnia. Przez ścianę leciały do niego czulsze słówka. Potem kilka szczeknięć, głośne kroki (skrzypiąca podłoga) i trzaśnięcie drzwiami.

Przez wizjer widok jak stoi na klatce i waha się. Uchylić drzwi, zaprosić ją do środka?
- Cześć, sąsiadko.
Niechętnym okiem rzucił na nieprzyjemną panoramę.

- Rozgość się, proszę. Zaraz dołączę.
Zdjął jej kurtkę i powiesił na wieszaku. Popchnął do środka.

- Wyglądasz na głodną. Prawda?

Nie czekając na odpowiedź poszedł do kuchni, gdzie zniknął na dwie minuty.
- Wybór między łyżką a widelcem jest oczywisty, jeśli istnieją tylko łyżki - powiedział, podając jej talerz i sztuciec.

Przyjęła pachnące danie. Ściany pokoju były pomalowane na zielono i całe w drewnianych półkach.
Głośno przeżuwali mięso.
W telewizorze chodził człowiek i robił zdjęcia drzewom.
Wreszcie zeszło z niej powietrze.
- Ooooooh. - Pogroziła palcem przestrzeni. - Aaaa! Mam dość, dość, dość!

Twarz jej spurpurowiała.
Zaczęła puchnąć.
Skóra się nadęła, oczka nabrzmiały, wargi zrobiły się sine.
- Chcesz wody?
Kiwnęła głową, która była teraz dwa razy większa niż głowa człowieka.
Podał jej szklankę.
Zacisnęła na niej paluchy aż pękła.
- Co jest? - Przyjrzała się dłoniom. - Co się dzieje? Aaa!


Pomógł jej wyjąć kawałki szkła.
Duch chomika zawisł nad jego ramieniem.
- No, brawo. Brawo - zapiszczał i przeleciał nad drugie ramię. - Naprawdę, znów sukces.
- Przestań - odwarknął nowy lokator.

- Co mówiłeś? - zapytała.
Pokręciła głową, próbując odszukać go wzrokiem, ale oczy miała już tak spuchnięte, że nic nie widziała.

W kuchni wyrzucił szkło do tuby na odpady. Chomik zwiesił łapki i poleciał za nim.
- Nad tobą wisi jakaś choroba, już to mówiłem.
- Stul pysk, podła maszkaro.
- Zmuś mnie.
Zwierzę z impetem wleciało mu w twarz. Zacisnął oczy i zagryzł zęby aż zatrzeszczały.
- Nienawidzę jak to robisz.


Chomik okrążył go dwukrotnie.
- No to zacznij przedstawienie.
Przelatywał z lewej na prawą.
- Tam-tam, tam-tam, tam-tam - naśladował uderzenia bębna i tak wrócili do pokoju.
Spuchnięta sąsiadka siedziała samotnie, starając się nie smucić, ale fałdy brwi zalewały jej oczy. Głośno łapała oddech przez usta.
Dreszcz przebiegł po chomiku. Uśmiechnął się. Miał małe białe ząbki.
Nowy głośno postawił kubek na stole.
Aż podskoczyła.
- Kto to? To ty?
Nie odpowiadał, więc wstała. Zwierzę podfrunęło na wysokość oczu mężczyzny,
Razem patrzyli, jak chodzi w kółko i obija się o przedmioty. Przypominała wielką piłkę z ciała. Chomik zachichotał. Rozpędził się i przeleciał przez nią kilka razy.
Podniosła głowę, szukając źródła dźwięku. Szyja wyprężyła się dumnie.
Wyobraził sobie, że ją rozcina. A z wnętrza wypadają kulki i rozbiegają się po podłodze.

- Usiądź, usiądź. - Mężczyzna ujął ją za ramiona i pomógł usiąść. Podał kubek. - Reakcja już się zakończyła, zaraz będzie ci lepiej.
- Reakcja? Jaka reakcja?
Troszeczkę już widziała. Poczuła ulgę, bo rzeczywiście polepszało jej się.
- Usiądź proszę. Specjalnie podałem ci coś, co ją wywołało. W jedzeniu. Czekaj, daj mi dokończyć! To tylko test. Za parę minut będziesz całkiem normalna. Robiłem to setki razy, zaufaj mi. Pewnie zastanawiasz się, po co. Prawda? Chodzi nam o reakcję na reakcję. - Zaśmiał się. - Chcesz garść statystyk? Po czymś takim 57% kobiet nie mówi nikomu i udaje, że nic się nie stało, 20% mnie unika, a tylko 10 robi aferę.
- Ty chory draniu - powiedziała i po chwili dodała: - Pierdolisz. Nieprawda.
Zaczęła się zastanawiać, czy jest bardziej oburzona czy wściekła. Spojrzała na ręce. Chudły w oczach.

- Wiesz, czego najbardziej się boję? - mruknął chomik. - Podobno jeśli ktoś zabije cię po śmierci, wracasz do życia. Straszne, co? Znowu się przez to wszystko przedzierać, pożerać się o jedzenie. Okropność. A w dodatku…

Sąsiadka wcięła mu się w zdanie:
- Masz szczęście, że to mija! Ale dlaczego robisz takie rzeczy? Po co?!
- Nie mogę powiedzieć, sama rozumiesz. To jedno z tych zajęć, o których się nie rozmawia. Nie wierzysz chyba, że robię to dla przyjemności.
Chomik zarechotał. Lokator z trudem, ale się powstrzymał.
- To w zasadzie seria testów, kompleksowe badanie osobowości. Ale wszystko zależy oczywiście od ciebie...
- Chyba kpisz.
- Ten początek był konieczny, przykro mi. Na szczęście mamy to już za sobą.
- Nie ma mowy, nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Masz w ogóle pojęcie, co czułam?
- Jasne, codziennie opisuję to w raportach.

Chomik wisiał przy szklanym wazonie. Unosił łapki w górę i próbował przetransmitować energię do środka, żeby od środka rozsadzić wazon. Frustracja rosła w nim z każdą chwilą. Dlaczego to takie trudne i co robię źle, zadawał sobie pytanie za pytaniem.

- Nie wiem, co o tym myśleć.
- Nie martw się, nie jesteś pierwsza.
Posłał jej uśmiech.
- Masz ochotę na lampkę wina? Dobrze ci zrobi.
- Sama nie wiem, może. To był ciężki dzień.
Westchnęła.
- O co w ogóle się pokłóciliście?
Przyniósł butelkę i kieliszki z kuchni. Do jednego z nich wsypał troszkę proszku.
- Proszę.
Wlał napój i napili się. Chomik wlatywał w tym czasie w książki i wynurzał się uradowany jak piesoł.
- Rozejrzyj się, zobacz jak światło rozkłada się po ścianach - zasugerował. - Jak je odbierasz? Raczej faluje czy skacze?
- Skacze raczej. A co, czemu pytasz?
Wydało jej się śmieszne, że sąsiad notuje to w zeszycie.
- Połóż się - polecił, a gdy to zrobiła, wstał i zgasił światło. - Pamiętasz mniej więcej co gdzie stało? Poprzestawiaj, poukładaj teraz po swojemu, wyobraź sobie.

Na krótko zapalił światło. Zdążyła zobaczyć niebieskie ściany, stary sekretarzyk i rozkładającą skrzydła papugę.

Znów je zapalił. Mieszkanie wróciło do poprzedniego stanu.
- Co zobaczyłaś?
- Papugę - zdziwiła się.
- Ciekawe.
Zanotował. Chomik wisiał brzuchem do góry i drzemał.
- Wpadnij jutro - zasugerował. - A teraz musisz już iść. Powiedz mu, że się przeszłaś, przemyślałaś to i przyznajesz, że nie miałaś racji. Ok? Przyjdź do mnie jutro.


- Cieszę się, że wróciłaś. Wierzyłem w ciebie.
- Och, przestań ściemniać. Sama nie wiem, dlaczego tu jestem. Pewnie to kolejny podstęp.
- Oczywiście, że tak. Chociaż miałaś to odkryć później.

Chomik wyjrzał z sufitu.
- Nie uwierzysz, co one robią w tej łazience. Stary...

- Co znowu odkryć?
- To twój mąż.
- Co?! Mów do diabła! - zapiekliła się.
- Twój mąż mnie wynajął. Zajmuję się przeprogramowaniami. On jest o ciebie bardzo zazdrosny i chce mieć pewność, rozumiesz. Rozumiesz?
- Nic nie rozumiem i zaraz stąd wyjdę.
Zamilkł. Przyglądał się wystającym z sufitu stópkom. Drgały nieznacznie.


- No? Co nic nie mówisz? Naprawdę mam sobie pójść?
- Wierzysz mi?
- Nie wiem, myślę że zmyślasz.
- Może. Może on chciałby, żebyś tak myślała. Podejrzenie tak absurdalne, że odrzucasz je na wstępie, a on wychodzi czysty.
- A może umarłam i tylko mi się wydaje, że wciskasz mi głodne kawałki. O co ci chodzi?
Podniosła głos. Zaciekawiony chomik sfrunął z góry i zaczął się przysłuchiwać.
- Twierdzisz, że to takie niemożliwe? - spytał poważnie.- A co, jeśli substancja, którą podałem ci wczoraj, ma cię zabić, tylko później, dostarczając wcześniej szereg wizji jak na przykład to nasze spotkanie?
- To nielogiczne - stwierdziła twardo.
- A czy to jest logiczne?
Pchnął krzesło i tuż zanim się przewróciło, zamieniło się w kota, który pobiegł od razu do kuchni.
Zastygła w przestrachu.
- Próbujesz mi namieszać w głowie, przestań. Nic z tego nie jest prawdą.
- Masz rację. Nie traćmy resztek energii na kłótnie.
Spojrzała na ścianę, po której we wszystkie strony biegały mrówki.
- Boże… - jęknęła.
- Nie bój się. - Posłał jej uśmiech. - To nic strasznego. To - Wskazał na ścianę. - tylko twoja wyobraźnia.
- Skąd wiesz, co widzi moja wyobraźnia?
- Ponieważ jestem jej częścią. Czy to nie oczywiste? A ja myślałem, że od razu to przejrzałaś.
- A mój mąż? Czy on… też tutaj jest?
- Nigdy nie miałaś męża. To element twojej wizji.
- Nie rozumiem. Nic nie rozumiem!
Czuła, że zaraz się rozpłacze.
Kontynuował spokojnym głosem:
- To naturalne. Ciało się wyłącza, a umysł zaczyna produkować ostatnie wyobrażenie, swoje najwspanialsze dzieło. Przeżywasz ten sen i odchodzisz spokojna i szczęśliwa.
- Nie miałam nigdy męża? A to mieszkanie i w ogóle?...
- Wszystko mogło być zupełnie inne. Nie wiadomo. Wymazałaś z pamięci to, co ci nie pasowało. Mogłaś nawet wyglądać zupełnie inaczej. Ciesz się, bo to, co zapamiętałaś, jest dla ciebie doskonałe.
- Ty nie wiesz, kim wcześniej byłam?
- Wcześniej to mnie nie było. Ciesz się tym, co stworzyłaś. Wspominaj.

Chomik znudził się i popłynął w stronę lustra. Popatrzył na odbicie. Wleciał w lustro. Nic. Niczego nie poczuł. Zdecydował, że poszuka czegoś w kuchni.
Ze smutkiem popatrzył na leżące na stole jabłka. Muszą smakować cudownie, pomyślał. Wsadził łeb do środka jednego. Od środka wyglądało jak kosmos, wytarzałby się w nim, gdyby mógł.
W takich chwilach poprawiał sobie humor, biorąc duży rozpęd, pędząc w stronę ściany i zamykając oczy tuż przed uderzeniem, które nie następowało. Niezmiernie go to bawiło.


2 komentarze:

  1. Chcialabym umiec pisac, ale ja sama zabralabym sie predzej za reportaze, bo do literatyry jakos mnie nie ciagnie. Z powyzszych fragmentow to ten pierwszy przypadl mi najbardzeij do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. Reportaż to też literatura. Trzymam kciuki:)

      Usuń

tak?