1
Bartłomiej prowadził psa. Pies nie dawał się prowadzić. Rzucał się jak wściekłe dziecko na wszystkie strony. Chłopak miał go już dość. Nie dawał sobie rady. To był cudowny szczeniak, ale niestety wyrósł z niego tępy skurwiel.
Cały czas dzwonili do niego z pracy. Czuł, jak kieszeń złowrogo wibruje, a pies nie chciał się wysrać.
Wczoraj skoszono trawę i przyjemna niegdyś łączka wyglądała teraz jak głowa po chemioterapii. Nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie nie mogą po prostu pozwolić roślinom żyć. Wkurwiał go fakt, że wszystko musi być wtłaczane w formę.
Pies wreszcie wybrał miejsce, przysiadł w rozwarciu i trzęsąc się wydalił z siebie czarne gówno. Jego opiekun rozejrzał się i błyskawicznie podjął decyzję. Nie trzeba sprzątać, nikt nie widzi. Można wracać do domu, do tabelek excela.
- Halo, panie złoty! Może by tak posprzątał po piesku?
Spojrzał w górę. Oblech bez koszulki gapił się na nich z balkonu.
- Nie mam papieru.
- Co?!
Gość przyłożył do ucha dłoń.
- Papieru nie mam! Skończył się, bo już dzisiaj sraliśmy - skłamał.
- Co?!
- Sraliśmy już dzisiaj!! Papier się skończył!
- To masz pan pecha, palcami zbieraj - zarechotał i pociągnął wielki łyk mineralki.
- Niech pan rzuci kawałek czegoś, papieru, to sprzątnę.
- Nie. Trzeba było wcześniej pomyśleć, a nie teraz głupiego udajesz. Tfu, diabelskie nasienie, zaraza. Patrzcie, jaka młodzież nam rośnie.
- Nie spinaj się, facet. Czego mordę drzesz? Co ja ci zrobiłem?
Typ bez koszulki nabrał wody w usta i, zanim zniknął w środku, splunął w ich stronę.
Bartłomiej ledwo uskoczył. Pogroził pięścią i się rozejrzał. Chwycił jakiś liść, a przez niego gówno.
- Masz, kurwo. Posprzątane!
I wrzucił je przez okno, bo balkon był zamknięty. Pech chciał, że było to sąsiednie mieszkanie. Para dentystów z małym bobasem. Brzdąc od razu zainteresował się przesyłką, podpełzł po dywanie i włożył ją sobie do buzi.
Trzynaście lat później w dziecku zrodził się demon. Po długim okresie adaptacji istota była gotowa powalczyć o swoje.
Wszystko zaczęło się od bardzo głupiego wyrazu piegowatej twarzy, kiedy malec zrozumiał, że jego ciało zrobiło coś, czego nie zrobił on. Zdziwiony zerkał to na krwawiącą dłoń, to na rodziców. Kiedy dentystka mama to zobaczyła, zbladła. Dentysta tata złapał się za głowę.
- Synu, co ty robisz? Skaleczyłeś się widelcem?
Młody zaczął wyć, a później było jeszcze gorzej.
Pedagog, psychoanalityk, psychiatra, neurolog i dwaj coache rozwoju osobistego poradzili dużo, ale nie poradzili sobie z problemem. Dziecko wciąż z uporem się kaleczyło. Eksperymentowało. Rozcinało skórę, zdrapywało strupy, gryzło paznokcie. Ale nie tak, jak inne, w tępym zamyśleniu. On to robił tak, że w jednym oku rysowała się fascynacja, a w drugim przerażenie.
Matka jak to matka była załamana. Ojciec przerabiał flaszki whiskey i stawał się coraz bardziej przezroczysty. Wreszcie całkiem przepadł.
Wtedy rodzina domyśliła się, w czym rzecz i sprowadziła księdza.
2
Byt rozzłościł się, bo miał alergię na krzyże i boże słówka. Kiedy zobaczył klechę, parsknął śmiechem i buchnął odorem.
- Moje biedne chore dziecko!
Ksiądz złapał się za głowę. Pokój był brudny: rozsypane książki, pełno kurzu i nieczystości.
- Odejdź, to zwierzę jest moje! - warknął demon świadomy tego, jak kapłani lgną do dzieci. - Won, powiadam!
I trzasnął go obrazkiem ze ściany (dziecięcy rysunek lasu za szybką, szkło się zbiło). Z czoła egzorcysty ulała się strużka. Dotknął i przyjrzał się krwi.
- Wymodlę cię z niego, molochu. Sczeźniesz, skurwielu.
I zaczął się modlić. Wygląd chłopca zmieniał się jak obraz na zepsutym telewizorze. Zabawne skurcze nerwów targały twarzą. Płakał i rechotał, pluł i prosił. Wreszcie pchnął księdza na podłogę i wrzasnął:
- Jak nie przestaniesz, czarna kurwo, on tego pożałuje. Nie żartuję, łajzo.
Na dowód odgryzł sobie, czyli dziecku, palec.
Ksiądz przestraszył się i zamarł. Demon mówił dalej:
- No, było minęło. Głowa do góry. Słuchaj, dogadamy się…
Po pół godzinie kapłan wyszedł z pokoju chłopca skołowany, na trzęsących się nogach. Kilka tygodni później został biskupem, a potem miał tragiczny wypadek.
Trzymając się ściany przeszedł obok rodziny, zamierzając opuścić mieszkanie.
- Co z nim, ojcze?
- Ojcze?
- Co? Zostawcie mnie! Dobrze, już dobrze. Możecie tam iść.
Przepchnął się, wybiegł na ulicę i zwymiotował.
- Mamo! Mamo! Mamo!
Mały beczał, ale to był on. Matka przytuliła jego spoconą głowę do piersi. Próbowała nie patrzeć na niecały palec.
Potem było spokojnie. Nawet aż za dobrze, bo chłopak podciągnął się w nauce i bezwzględnie realizował swoje cele. Zdobywał koleżanki, wyróżniał się inicjatywą, stawiał na swoim. Czasami rozmawiał z demonem, kiedy ten miał lepszy humor, zazwyczaj przed snem. Już dawno się poddał. Był całkowicie posłuszny jego woli. Nieliczne próby odbicia ciała kończyły się upokorzeniem, więc odpuścił. Współpraca poszła znakomicie.
Zdecydowali się na karierę polityczną. Diabeł z Podlasia, taki zyskali przydomek po swoim coming oucie. Najpierw zażądali obecności w prasie i telewizji, grożąc, że dziecku stanie się krzywda. W przekazie na żywo demon zademonstrował swoje możliwości wyginając ciało ofiary i mówiąc językami. Chłopiec znakomicie spisał się w roli ofiary.
Potem przyszedł czas na dyskusję i to demon przemawiał, prawie nie dopuszczając wspólnika do głosu. Przedstawił rewolucyjną wizję naprawy polskiej gospodarki przy użyciu takich środków jak dochód podstawowy, prace społeczne i system prowizyjny.
- Każdy obywatel - mówił z przejęciem - będzie miał procentowy udział.
- Udział w czym?
Dziennikarka była oczywiście lekko wstrząśnięta wcześniejszym pokazem, ale zachowała profesjonalizm.
- W Polsce. Każdy dostanie po kawałku, wedle tego, jak pracuje na rzecz kraju. Wreszcie poczujemy, że coś do nas należy, że ta ziemia jest nasza. Ponad podziałami.
- W polityce mieliśmy już wiele wielkich słów. Dlaczego pańskie miałyby być brane na poważnie?
- BO TO PRAWDA! To jedyny sposób. Jestem bytem starszym i mądrzejszym od kogokolwiek w tym kurwidołku, to mnie macie słuchać!
Doszło do przepychanek i przerwano program.
- Ja nie będę tak pracować!
Demon się zdziwił. Nie przypuszczał, że kobiety mogą aż tak wrzeszczeć. Podniecił się.
- Dobrze już, dobrze, niech się pani uspokoi.
Ale ekipa zwinęła się. Po tym incydencie musieli przenieść się do sieci, bo oficjalne media nie traktowały ich poważnie.
Po kolejnej fali hejtu demon załamał się. Chłopiec pocieszał go:
- Nie martw się, taki jest internet. Każdy może napisać co chce. Musimy być cierpliwi.
3
Nagrali piosenkę. Demon cierpkim, drapiącym głosem zaśpiewał od tyłu hymn i filmik szybko stał się hitem. Znudzone środowisko artystyczne także doceniło performens. Poszli za ciosem. Strona, fanpage, baza mailingowa, gadżety i konkursy. Do wszystkiego zatrudnili studentów, którym diabeł obiecał zdanie sesji.
Z czasem demon zrozumiał, że jest lepszy sposób. Publiczne oczyszczenie z egzorcystą przebierańcem, łkaniem i rozrywaniem szat zrobiło z niego świętego celebrytę i przyniosło mnóstwo kasy i funu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
tak?