9.6.16

senność

- Ile za nie?
- Sześć dyszek.
- Drogo - Judyta zasępiła się. - Ale daj, co tam. Zaraz wypłata.To, co mi dałeś ostatnio… Ho ho! To jest dopiero wynalazek.
- Działa? - Tomek wyszczerzył zębiska.
- I to jak! Jestem jak natchniona. Unoszę się nad ziemią. Coś mnie nakręca już od rana.
- Palec boży.
- Otwieram oczy i jestem gotowa na wszystko. Tylko z tym zasypianiem problem.
- To minie. Ale tych serio potrzebujesz?
Wskazał na tabletki wspomagające spalanie tłuszczu.
- Żartujesz? Mam fałdy jak u morsa. Czas wziąć się za siebie.
Tomek przyjrzał się rudej dupeczce lat dwadzieścia pięć. Kolejna tępa szpara pełna kompleksów, pomyślał.
- Kochana, kochana!
Przekręcił głowę jak ptaszydło.
- Jesteś pewien, że to minie?
- Ze snem? Jasne. Zawsze tak jest na początku, nie martw się.

Wieczorem miała wreszcie czas dla siebie. Wysprzątała mieszkanie, a potem wyjęła z szafy pudełko. Ostrożnie otworzyła i z czcią brała do ręki każdy element samolotu. Model dwupłatowca był jej kolejnym wyzwaniem. Miała już pełen regał maszyn.
Tym razem uporała się w niecałe pół godziny. Umieściła latadło wśród innych i stanęła z dumą, splatając ręce za plecami. Wypięła piersi. Potem wpadła na lepszy pomysł i powiesiła samolocik na sznurku pod lampą. Puszczony w ruch kręcił przez chwilę koła.
- Żołnierze!... - zaczęła płomienną mowę.


O pierwszej skończyła piec ciasto, a przed czwartą zrobiła serię szkiców koni.


Kiedy usiadła, żeby odpocząć, jej ręce trzęsły się jak suche gałęzie. Jej małe oczka dygotały, analizując wszystko w zasięgu. Czym się zająć?
Próbowała zasnąć. Spaliła fajkę na balkonie i zrobiła pompki. Zjadła jeszcze kawałek ciasta i poczuła się sennie. Z radością padła na łóżko, a tam chwyciły ją koszmary.


Wstała rześka i poszła do pracy. Odkąd brała medykamenty od Tomasza, nie musiała nawet nastawiać budzika. Działała jak automat. Była przerażona.
Każdego ranka przed obiadem ściskało ją gardło. Tabletki należało brać na czczo.
Każdego ranka obiecywała sobie, że je odstawi. Jednak bała się przerwać kurację. Bała się, że zgodnie z proroctwem matki z powrotem stanie się smutna i bezużyteczna. Bała się skutków ubocznych.
Przyjęła na sucho garść kolorowych pastylek, nawet się nie krzywiąc.


W pracy poszło jej znowu świetnie. Po raz kolejny miała najlepszy wynik i dostała pochwałę. Od trzymania słuchawki bolały ją uszy i szumiało w głowie, ale nawet to nie było w stanie zepsuć jej dobrego nastroju.


Postanowiła z tym walczyć. Czuła, że takie odcięcie od złych emocji nie jest dobre. Szukała w sieci smutnych rzeczy, czytała artykuły. Brakowało jej tej melancholijnej zadyszki, kiedy piła w oknie kawę, planowała przyszłość i rozważała, co może pójść nie tak.


Bartek zostawił ją, powiedział tylko, że jest jakaś dziwna i sobie poszedł. Zupełnie, jakby  te pięć wspólnych miesięcy nic dla niego nie znaczyło. Przyjaciółki się od niej odwróciły. Jej optymizm i energia dołowały ludzi. Mimo początkowych sukcesów, nie potrafiła już odnaleźć się w towarzystwie.


Kochała modele, ale każdy kolejny składała coraz szybciej i czerpała mniej satysfakcji. Najwięcej czasu zajmowało jej gotowanie. Pracowała na potrójnych obrotach, więc musiała jeść naprawdę dużo. To z kolei doprowadziło do problemów z żołądkiem, trzustką, wątrobą i resztą trawiennego bajzlu.

Śniły jej się konie. Biegły, żeby ją stratować i w ostatniej chwili omijały. Całe stadło miało brudne, żółte oczy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

tak?